twarz Madonny i padły na kolana, nie śmiąc wznieść oczu na zjawisko niebiańskie.
Kiedy ochłonęły z pierwszego wrażenia i nareszcie spojrzały przed siebie, zjawiska już nie było, tylko pierwsze promienie słońca, które się już zapaliło na niebie, potężną, jakby tryumfalną strugą wypełniły cały pokój i okryły złotym blaskiem białą twarz zmarłego; a kwiaty rzucone wczoraj na posłanie, silną wonią nasycały powietrze.
Nasta długo nie mogła wyjść z osłupienia; nie spostrzegła nawet, że Kinaszowej już dawno nie było. Jakby ulegając tajemniczej sile, Kinaszowa zaraz po owem widzeniu pospieszyła do Busowisk, aby obwieścić cud i pierwsza pomodlić się przed obrazem Matki Boskiej. Nastę przywiódł do zupełnej świadomości siebie samej dopiero ruch ludzi w pokoju, bo właśnie organista przyjechał ustawiać katafalk. Sama pani hrabina dawała dyspozycye pogrzebowe; potem wraz z popielatą panną uklękła i modliła się długo przed zwłokami.
— Et Valentine? — zapytała swej towarzyszki, powstawszy od modlitwy.
— Madame Valentine est dejà partie — odpowiedziała panna Pichot
Hrabinie zadrżały usta, jakby gotował się w niej gwałtowny wybuch gniewu. Ale panna Pichot
Strona:Władysław Łoziński - Madonna Busowiska.djvu/104
Ta strona została uwierzytelniona.
![](http://upload.wikimedia.org/wikipedia/commons/thumb/a/a3/W%C5%82adys%C5%82aw_%C5%81ozi%C5%84ski_-_Madonna_Busowiska.djvu/page104-1024px-W%C5%82adys%C5%82aw_%C5%81ozi%C5%84ski_-_Madonna_Busowiska.djvu.jpg)