skiem cięciem onego pijanego Goljata, który, nim ja szpady dobyłem, już mi szablą gwizdnął ponad głową. Gdyby nie szybki skok na bok, byłby mi niecnota łeb rozpłatał z kretesem, tak że już i felczer nie byłby nic na mnie zarobił. A tak szabla uderzyła z straszliwym impetem w stół dębowy, aż trzaski poleciały — a ja tymczasem, dobywszy mojej szpady, byłem już w pogotowiu.
W tejże chwili ów młody oficer, o którym wspominałem, przyskoczył do mnie, a dobywając szabli, zawołał:
— Ja z tobą, panie oficerze! Tylko ostro, a nie damy się tym pancernym panom!
Tymczasem ja odbiłem drugie cięcie Szturrawskiego, a odskakując wtył i stawając w pozyturze, tak się do moich napastników odzywam:
— Hola! Mościpanowie! hola! Nie po rycersku to i nie po szlachecku w trzech nastawać na jednego! Ja zwad i awantur pod wiechą niezwykły, alem do rozprawy honorowej gotów zawsze, jak przystoi szlachcicowi i oficerowi! Alboż nie wiecie Mościpanowie, że to gardłowa sprawa, dobywać pałaszy tu w obliczu komisji wojskowej! Jam nie ekscesant, i kryminału popełniać nie chcę, ale bronić się będę, a jak do czego przyjdzie, to nie ja dam gardło lub modo canino deprekować będę, ale ten, co kość rzucił pierwszy!
Poparł mnie w tej perswazji mojej ów nieznajomy młody oficer, wołając:
— Zawadza wam głowa na karku, Mościpanowie! Owo pilnujcież, abyście się nie otrzeźwili in
Strona:Władysław Łoziński - Dwunasty gość.pdf/99
Ta strona została uwierzytelniona.
77