Strona:Władysław Łoziński - Dwunasty gość.pdf/247

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.
225

sołem sercem, żem siebie samego zwyciężył, bo to trudniejsza nieraz wiktorja, niźli na wojnie. Czekam już tedy z statecznym umysłem moich kamratów, a gdy ci wedle umowy do mnie przyszli, pocznę ich konwikować temi samemi argumentami, których na siebie samego zażyłem z skutecznością. Widziałem to po ich twarzach, że zrazu nie radzi byli tej odmianie mojej, ale powoli słowa moje trafiały do ich rozsądku.
— Chcieliście iść ze mną rzekłem wkońcu — zostańcież teraz ze mną! Proszę was o to, mili kamradowie, a nawet zaklinam, bo to będzie chwalebna sakryfikacja z naszej strony i przykład zacny żołnierskiego posłuszeństwa!
Rzekłszy to, wziąłem nasze prośby o abszyt i potargawszy je, w komin rzuciłem. Tak stanęło na tem, że przyjmiemy nominację pana kasztelanica z rezygnacją i rygorem żołnierskim, a ja jako rotmistrz i nakazywałem i prosiłem, aby na ona lustrację, która już pojutrze odbyć się miała, chorągiew nasza wystąpiła uczciwie i chędogo, honor czyniąc oficerji i całemu autoramentowi.
Nadszedł wkońcu dzień nakazanej przez p. kasztelanica lustracji, dzień niemałej sakryfikacji dla mnie, bom miał uczynić ofiarę z ambicji mojej i słusznej opinji o zasługach własnych wojskowych. Za zamkiem był plac duży, na którym się zawsze musztry odbywały, tam też lustracji miejsce naznaczono. Trzymając się stricte ordynansu, z uderzeniem godziny 9 zrana już z całą moją chorągwią na miejscu stanąłem, podczas gdy komputowcy, mili-