Strona:Władysław Łoziński - Dwunasty gość.pdf/146

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

124

glądam, i wchodząc do pokoju z zachowaniem całej subordynacji i rewerencji, trzy kroki ode drzwi naprzód postąpiwszy, w pozyturze frontowej stanąłem.
Wilhelm Mier był naonczas zgrzybiałym już starcem, służby już żadnej nie pełnił, ale regiment dragonji, który w bardzo długie jeszcze lata po jego śmierci Mirowskim się nazywał, zawsze pod jego główną bywał komendą i od niego też i forsztelacje i nominacje zależały. Był ten generał Szkot z urodzenia, a do Polski po fortunę przyszedł, a że jej był godzien jako żołnierz wielkiej dystynkcji i bardzo mężnej duszy, więc ją też i znalazł tutaj. W luterskiej religji wychowany i wzrosły, błędy heretyckie rewokował i na łono Kościoła katolickiego powrócił.
Kiedym stanął w pokoju, on był odemnie odwrócony, tak że twarzy jego nie widziałem. Kończył czytać list jakiś i nagle odwróciwszy się, szybko ku mnie postąpił. Ubrany był w ponsowy frak z szerokiemi złotemi galonami, przy złotym felcechu i szpadzie ze złotym gifesem, a na piersiach miał kilka gwiazd i orderów.
Spojrzał na mnie bystro, a ja też na niego z uszanowaniem spoglądnąłem — i owo nagle od wielkiej konfuzji i zdziwienia aż krew mi uderzyła do głowy i oczy mimowoli ku ziemi spuściłem... Albowiem wystawcie sobie, JMĆ pan generał Mier nie był to kto inny, jeno ów mizerny staruszek, którego ja pozawczoraj w winiarni Mursza w obronę wziąłem przeciw panu Szturrawskiemu!...
Stoję ja tak, jak na gorącym ruszcie, języka