Strona:Władysław Łoziński - Dwunasty gość.pdf/141

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.
119

szeniem Waćpana, wytrzepać mu kurtę dragońską, a tymczasem w salwatora się zmieniłem.
Kiedy on to mówi, ja tymczasem czuję, że mi się coś ciepło robi pod karwaszem; ściągam tedy rękawiczkę i patrzę, aż tu karwasz przecięty i z ręki krew mocno płynie. Dobyłem chustki i obwiązując ranę, mówię:
— Bardzo mi to przykro, że Waszmość intencji swojej jutro zadosyć nie uczynisz, bo owo widzisz Waszmość, pomacał mnie niecnota pałaszem...
Est modus in rebus, est modus in rebus — odparł p. Szturrawski — czytałem ja, czy słyszałem kiedyś, że jeśli się kogo na rękę wyzywa, to dlatego, aby dać dowód rycerskiego animuszu w obronie honoru. Owo jak myślisz Waćpan, czy nie okazałem ja w tej dzisiejszej okazji animuszu, bo że Waćpan sobie mężnie poczynał, kilku drabom dostawszy placu, tom już jako naoczny spektator widział... Chodziłoby jeszcze tylko o obronę honoru... Hm... hm... Mości panie oficerze, ja doprawdy nie pamiętam, jak tam było u Mursza. Tylko mi znowu nazajutrz nad uchem klepali towarzysze: «Jacku, Jacku, zrobiłeś głupstwo!» Oto wszystko, co sobie zmiarkowałem... Powiedz mi Waćpan, kto kogo obraził, i niechaj ten tego przeprosi. Ja nie pamiętam o niczem.
— Kiedy Waćpan nie pamiętasz — ozwałem się ja na to — to i ja już zapomniał, a kiedy już rzecz jaka zapomniana, to tak jakby jej nie było, a jeśli jej nie było, to o co sobie łby rozbijać?
— Wydedukowałeś Waćpan tę rzecz, jak Cycero, albo jakowy inny mądry poganin. Niechże