Strona:Władysław Łoziński - Dwunasty gość.pdf/113

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.
91

sztuczkach, jakiemi chwytał zbiegów, w obcych krajach ich biorąc.
Gdy więc teraz dowiedziałem się nagle od Scherweina, że Schwedicke jest tu w Radomiu, przypomniało mi się żywo, co mi dziś rano mówił Wedelsztedt, i aby otwarcie się przyznać, mrowie mnie obiegło, choć przecież byłem w domu, u siebie, w ojczyźnie, na wolnej ziemi... Aż mnie wstyd wziął samego, żem się już na samo imię Schwedickego uląkł, to też nie dałem tego poznać po sobie, ale uśmiechając się, rzekłem do Scherweina:
— Toście chyba tu łapać kogo przyjechali, że wami Schwedicke komenderuje! Powiedzże mi Scherwein, na coście i na kogo tu w Polsce parol zagięli?
Scherwein rozglądnął się z miną tajemniczą dokoła, przystąpił do okna, wyglądnął, ażali kto pod niem nie czatuje, a potem zbliżył się do mnie i tak się ozwał:
— Panie lejtnant! Sam to pan poświadczyć może, żem był zawsze żołnierz wierny, żem służbę pełnił twardo, i że sam pan oberszt nieraz mnie chwalił przed frontem. Żem się nieraz upijał, to już sam ja przyznaję, żem zawadjaka był i burdę często wyprawił, to także prawda — a pan lejtnant najlepiej pono wie o tem, bo mnie nieraz od biedy salwował, swoją protekcją mnie ratując. Nie złamałem nigdy przez całą służbę moją ani razu befehlu, a służbowe rozkazanie każde było mi święte, i gdyby mój pan rotmajster kazał mi był strzelać na rodzonego brata, tak na komendę Gib Feuer! byłbym palnął,