Strona:Voltaire - Refleksye.djvu/39

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

— „Kochana siostro! Nie znam nic piękniejszego nad Zdrowaśkę, zwłaszcza, gdy szepcą ją usta jurnej dziewczyny z paryskiego przedmieścia po łacinie, której nie rozumie. Ale przejdźmy do wróbla. Jakżeż sądzisz o Bogu, Kosmosie i cudownem ocaleniu twego ptaszka? Czy nie popełniłaś grzechu, obarczając Pana niewczesną prośbą? Pomyśl, czy nie popełniłaś grzechu, wstrzymując w biegu koło czasu i wikłając tym sposobem interesy całego Kosmosu? Czy nie odwróciłaś Boga od jego różnorodnych zajęć?
Bo temi czasy, gdy wróbel miał zasnąć w Bogu, Pan Bóg obracał małym palcem szesnaście planet i pierścień Saturna, palcem serdecznym — miliard innych słońc, tudzież komet, a nogą wprawiał w ruch całą naturę zapomocą uniwersalnej transmisyi, ośrodka wszystkich ośrodków, umieszczonego obok tronu Mechanika.
Widzisz tedy, że gdyby dziewięć Zdrowasiek, coś je za konającego zmówiła wróbla, mogły przedłużyć mu żywot o kilka chwil ponad konieczność, — to stało się tak za cenę poważnych zmian a nawet klęsk i rozstroju w całym mechanizmie, nie cierpiącym żadnych praw wyjątkowych prócz zakreślonych z góry.
Krągłozada. „Jakże to? Nic nie rozumiem, Bóg... planety... komety... Czemże modlitwy nasze?
Metafizyk. O krągłobiodra! I ty jesteś czemś w nieskończonym łańcuchu ogni i twoje narządy jako i szanownego oblubieńca twego, wróbla,