Strona:Vicente Blasco Ibáñez - Meksyk.djvu/96

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

I wtedy w myśli jej stawała Afryka i myśliwi rywalizujący z Rooseweltem.
Skoro tylko wylądowała w Nowym Yorku, dzienniki pisały o niej — gdyż była żoną znakomitego Goulda. Przyjaciółki zazdrościły jej wciąż „króla prerji”. Czyż więc było rzeczą rozsądną po tem wszystkiem opuścić tego dzielnego chłopca, aby ktoś inny go pochwycił?
Niemniej jednak pożycie domowe małżonków było nad wyraz smutne i przykre. Pamiętna noc marsylska wznosiła się jak mur pomiędzy nimi. Biedny „król” poznał królowę, której istnienia nawet nie przypuszczał — złą, pamiętającą urazy, drwiącą, mściwą i skłonną do ganienia wszystkiego, co czynił małżonek.
Pewnego dnia przy rannem śniadaniu na skutek drobnej sprzeczki, ręka, która tak dobrze umiała posługiwać się rewolwerem, chwyciła cukierniczkę i cisnęła ją w twarz znakomitego człowieka. Porcelana rozprysła się w drzazgi na policzku Lionela. Otarł krew z twarzy i spojrzał na żonę swym błagalnym wzrokiem.
— Och! mój królu! — krzyknęła natychmiast — mój biedaku najdroższy! przebacz mi, jestem szaloną. Nigdy Cię nie opuszczę!
Przez cały dzień była dla Goulda najczulszą i najuleglejszą z żon.
Od tej chwili pożycie ich składało się z najgwałtowniejszych kontrastów: zaczynało się od kłótni, wywołanych z lada powodu przez Minę, poczem następowało bicie męża, błagalne spojrzenie Lionela — i wreszcie szczęście pojednania...
Mina pozwoliła nawet swemu królowi poświęcić się znowu sztuce kinematograficznej i figurować znowu w roli rycerskiego cowboya na filmach, których treść jednakże kazała sobie najpierw przekładać do aprobaty. Jej Lionel mógł ukazywać się na świetlnym ekranie jedynie po to, aby dokonywać niebywałych czynów.