Strona:Vicente Blasco Ibáñez - Meksyk.djvu/82

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

wiek na arenie wydawał się olbrzymem, sięgał je] zaledwie do ramienia...
Zadała sobie potem pytanie, czy szczęściem dla niej nie byłoby wyjście za boksera — mistrza światowego. Pewnego dnia jednak, będąc obecną przy walce dwóch półnagich atletów, robiących wrażenie dwóch pakietów mięśni, lśniących do potu, nabrała obrzydzenia do tego zawodu.
— Mój Boże! gdzie tu znaleść człowieka znakomitego? — myślała często miss.
Tymczasem James Foster syn znajdował się na jej drodze wszędzie, w miejscach najmniej spodziewanych, zawsze niby przypadkiem. Rumienił się i jąkał nieśmiało przy spotkaniu, jak ktoś, kto przychodzi do przyjaciela w ważnej sprawie i zapewnia go, że znalazł się u niego tylko przypadkiem, przechodząc w pobliżu.
— Jestem w przejeździe do Australji dowiedziawszy się, że stoimy w jednym hotelu... mówił do Miss Craven w Madrycie.
Innym razem spotkali się w Bukareszcie.
— Ach! — mówił, jak zawsze, rumieniąc się gwałtownie, — przyjechałem dopiero z Ameryki... w drodze do Transwaalu. — Co za traf szczęśliwy, że panią tutaj spotykam!
Foster mógł przytoczyć na usprawiedliwienie swoich nieskończonych podróży po całej kuli ziemskiej powód, który mu zaszczyt przynosił. Podczas gdy ojciec jego wysilał się, aby zarobione miljony pozostały nietknięte i rosły dalej, on starał się stać sławnym.
Sławy szukał środkami najbardziej odpowiadającemi jego zamiłowaniom — zaczął polować na grubego zwierza we wszystkich częściach świata. W dziennikach sportowych zamieszczano coraz częściej portrety Jamesa ze sztucerem w ręku, przybranego bądź w futrzane wory jak eskimos, polujący na białe niedźwiedzie, bądź w szeroki kapelusz i strój myśliwych,