Strona:Vicente Blasco Ibáñez - Meksyk.djvu/6

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

na grzbiecie muła nie mogą się równać z czynam tych słynnych zdobywców, o stalowych nogach i sercach ze spiżu. Nie sądźcie jednak, że w wędrówkach tych znajdowałem wszędzie wygody i komfort nowoczesny. Przeszedłem i ja również ciężkie terminy. Przodkowie nasi niegdyś, umierając z głodu na pustyni, zaciskali tylko silniej pas na brzuchu i szli dalej z kuszą na ramieniu. Co do mnie — musiałem nieraz stosować ten sam niezawodny środek na uśmierzenie głodu, ale w końcu w jednej z tych licznych republik znajdowałem zawsze, jakiegoś despotę lub aspiranta do tej godności, który zgadzał się zaopatrywać mię we wszystko, czego mi było potrzeba, wzamian za zobowiązanie lżenia jego przeciwników i wychwalania jego cnót obywatelskich, aż do absurdu.
Wyjeżdżając z kraju, słyszałem, że wszyscy emigranci mają zwyczaj zmieniać swój zawód, jak wąż skórę, stosownie do warunków atmosferycznych i zmieniających się pór roku. Miałem zamiar uczynić to samo. Okazało się jednak, że do niczego innego, jak do pióra, nie jestem zdatny. W rzeczypospolitej Argentyńskiej próbowałem rolnictwa, ale zrobiłem kompletne fiasco i wróciłem do dawnego życia dziennikarza-włóczęgi. W wędrówkach moich, przechodząc z kraju do kraju, posuwałem się zwolna lecz stale ku północy. Nie chcę wam opisywać dziejów tej wędrownej i służalczej literatury. Kto inny może byłby z niej dumnym i nawet napisał swoje pamiętniki... Byłem przyjacielem kilku prezydentów, zabawką jednych, tajnym doradcą drugich. Redagowałem równocześnie kroniki światowe dla pań prezydentowych i projekty konstytucji, które ich małżonkowie przedstawiali narodowi jako owoc rozmyślań długich nocy bezsennych. Od niektórych protektorów uciekałem w obawie, aby mię nie rozstrzelano, za dużo bowiem znałem ich tajemnic. Widziałem innych, których mordowano w chwili, gdy byli już zupełnie spokojni o swoją władzę.