Strona:Vicente Blasco Ibáñez - Meksyk.djvu/49

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

Metys powstał od stołu. Wolno było przeklętemu „gringo” powątpiewać, jeśli mu się podobało, o cnocie jego matki. Mimo to pozostaliby przyjaciółmi, bo też w istocie nie bardzo wiedział, kto był jego ojcem. Tyle potrzeba formalności i kosztów, że ludzie miejscowi bardzo często obchodzili się bez księdza. Ale wątpić o skuteczności jego amuletu! uważać jego historje za bajki, nie, tego było już zawiele!
— Słuchaj więc, panie angliku..
Szkot chciał już protestować przeciwko tej znienawidzonej nazwie, ale zdziwienie zamknęło mu usta. Zrozumiał, że pomyłka ta była świadomą i zawierała umyślną zniewagę.
— Słuchaj, panie angliku, zróbmy próbę!
Morales wydobył z kieszeni spodni pistolet dwururny olbrzymiego kalibru (obok broni jawnej posiadał również ukrytą) i podał go Macphersonowi, który powstał również ż miną ponurą i wziął go, nie bardzo wiedząc, co robi.
Ja, gdy mi się spodoba, mogę pana zabić, — pan zaś nic mi zrobić nie jesteś w stanie. Ale nie będę nadużywał mojej przewagi. Dalej, bydlaku zamorski! jeżeli twoja trocinami nabita głowa jeszcze się chce upierać przy swojem „blaga” — strzelaj!
Obu rękami rozpiął mundur, odsłaniając pierś nagą i cudowny amulet, i z miną wyzywającą krzyknął:
— Sirzelajże do djabła!
Jakkolwiek dobrze pijany, Macpherson poznał niedorzeczność podobnej propozycji. Oczywiście, metys zwarjował. W swem wspaniałem zaślepieniu zdawał się kpić z niego.
— Boisz się, aby kula, odbiwszy się od mojej piersi w ciebie nie ugodziła? masz słuszność, — mógłbyś się zranić. Stań tak, aby ci się nic nie stało.
Szkot milczał, mierząc uparcie w pierś Moralesa.
— Strzeż się, bo strzelę! — wymówił wreszcie