Strona:Vicente Blasco Ibáñez - Mare nostrum.djvu/140

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

że na czas będzie umiała zareagować, poddawała się narazie, jak czynią kobiety podbite. Ferragutowi nigdy się dotąd nie zdarzyła sposobność równie pomyślna. Jednakże to, że musiał iść, stanowiło dlań poważną przeszkodę: ani pocałunki, ani przysięgi żadne nie były w stanie wpłynąć na jego towarzyszkę, by się zatrzymała; z upojeni odrzucała wszelkie propozycje, by siąść na chwilę na skarpie przydrożnej.
Ferragut zrezygnował pod wpływem nadziei. Tam, w owym luku świateł dokoła zatoki był hotel; marynarz myślał już o nim jako o przybytku szczęśliwości.
— Powiedz..tak — szepnął do ucha Frei, przerywając sobie pocałunkami. — Dziś w nocy, dobrze, zgadzasz się?
Nie odpowiadała, powolna uściskom Ferraguta, pozwalając wieść się jakby omdlała, z oczyma zwróconemi ku Ferragutowi, z ustami podanemi do pocałunków.
Ulises szedł więc, zasypując ją pocałunkami i pieszczotami, a głos wewnętrzny mu śpiewał pieśń triumfu: „Jest! Jest nareszcie! Teraz chodzi o to tylko, by ją zaprowadzić do hotelu!“
Podszedłszy do ogrodów, w jakich się kryje „Villa Nazionale“, w pobliżu Akwarjum, stanęli chwilę. Było tam więcej świateł i ludzi niż na drodze do Pausilippe. Unikając wielkich lamp łukowych na „Via Caraccioln“ instynktownie podeszli ku jednej z ławek, osłoniętej cieniem drzew.
Freya nagle oprzytomniała zupełnie. Zdawała się być gniewna na siebie samą za owo oddanie się bezsilne w czasie drogi powrotnej.
— Żegnam pana, panie Ulisesie, — rzekła, — zobaczymy się jutro. Przenocuje dziś u doktorki.
Ulises cofnął się o krok ze zdumienia: byłżeby to żart? Ale nie, trudno było wątpić: ton Frei wyrażał dość jasno bezwzględność jej postanowienia.
Począł ją błagać pokornie, by sobie nie szła. A jednocześnie głos wewnętrzny jął mu doradzać: