Strona:Vicente Blasco Ibáñez - Mare nostrum.djvu/128

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

echowo odpowiadającym na myśli Ferraguta. Śpiewał romanzę „Il festino da Piedigrotta“, melancholijną lamentację miłosną, kantyczkę przedśmiertną, ostatnią ucieczkę kochanków, co utracili nadzieję.
— Wszystko to kłamstwo! — odrzekła. śmiejąc się, Freya. — Cóż to za komedjanci ci śródziemnomorcy, gdy chodzi o miłość!
A potem dorzuciła z odcieniem złośliwości:
— Powinnam pana uprzedzić, że pan ma rywala. Niech się pan ma na baczności, kapitanie.
I zwróciła głowę ku przekupniowi ostryg. Ten się wpatrywał kontemplacyjnie w tłustą, siwiejącą damę, obwieszoną kosztownościami, jaka siedziała za stołem nawprost swego męża. Wydawała się ona mocno zdziwiona morderczemi spojrzeniami, jakie jej rzucał przekupień.
Ten zaś począł gładzić wąsy i od czasu do czasu rzucał okiem na kurtkę angielską, by wyprostować jakąś fałdkę lub strzepnąć niewidoczny pyłek. Był to urodziwy korsarz w przebraniu gentlemana. Widząc, że Freya zwróciła nań uwagę, zmienił kierunek spojrzeń, wyprostował smukłą kibić i na pytające jej wejrzenie odpowiedział uśmiechem potępionego anioła.
— Gotów! — zawołała Freya, wybuchając śmiechem. — Już mam nowego wielbiciela!
Czarniawy uwodziciel zdumiał się, że owa dama w sposób tak skandalicznie rozgłośny przyjęła jego tajemnicze znaki porozumiewawcze. Ferragut był zdania, że drabowi należałaby się para siarczystych policzków.
— Niechże się pan nie ośmiesza! — zaprotestowała Freya. — Biedaczysko jakieś. Ma może żonę i całą chmarę dzieci. Ojciec rodziny pragnąłby zawsze przynieść do domu jaknajwięcej soldów.
Nastąpiła dłuższa chwila milczenia. Ulises wydawał się nieco urażonym.
— Niech się pan nie obraża, — rzekła. — Niechże się pan uśmiechnie trochę, mój „wilku morski“. Uczuł się pan dotknięty, żem go chciała