Strona:Vicente Blasco Ibáñez - Kwiat majowy.djvu/51

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

byś, czyby mój mąż zapomniał o swoich obowiązkach!... Nie mam już nic więcej do powiedzenia. Trzeba z tem skończyć. Musicie mnie usłuchać i pogodzić się, bo inaczej...
Babcia Picores wypowiedziawszy w ten sposób swe groźby połączone w prosty sposób z wy razami życzliwości, wróciła na swoje miejsce do ryb, które mimo wszystko należało sprzedawać.
Dnia tego targ skończył się prędzej niż zwykle, kupowano bowiem dużo ryb, tak, iż już około południa stragany się opróżniły. Pozostałą rybę złożono do beczek pomiędzy warstwy lodu i mokrych ścierek. Rozklekotane wozy stały już na pogotowiu. Pod budami ustawiono jedne na drugich kosze różnych rozmiarów.
Babcia Picores stanąwszy na środku Targu zarzuciła na siebie swój szal w kratki. W tej chwili zbliżyły się do niej również inne najstarsze na Targu handlarki, które jeździły codziennie z nią tym samym wozem, wynajmując go wspólnie.
Babcia Picores musiała jeszcze jednak przedtem doprowadzić do zgody swoje pupilki. Skoro więc wszystkie kosze zostały już ułożone na wozie, skierowała się ku straganom zawziętych jedna na drugą nieprzyjaciółek, sprowadzając je razem szczypnięciami i popychaniem.