Strona:Vicente Blasco Ibáñez - Kwiat majowy.djvu/257

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

sobą nazywali tych, których żony zdradzały, w znak najwyższej pogardy, większymi głupcami niż Proboszcz.
— Do djabła! — ryczał Pascualo, zaciskając pięści i tupiąc nogami.— Rosario... zważaj co mówisz. Jeżeli to nieprawda, zabiję cię!
Zabije ją!... A cóż jej po takiem życiu? Uczyniłby jej łaskę ten, ktoby ją zabił. Jest przecie samotna, bez dzieci, żyje jak zwierzę, umiera prawie z głodu, aby tylko oddać ostatni pieniądz swemu panu i władcy i uniknąć w ten sposób chłosty. Cóż może ją trzymać na tym świecie?
— Spójrz, Pascualo, spójrz!
I odsłoniwszy ramię, pokazała mu na bladem, wychudłem ciele zsiniałe ślady, jak gdyby od szczypców. Ach, gdybyż tylko tyle!... Na całem ciele mogłaby pokazać znaki podobne, skutki pieszczot, jakiemi obdarzał ją mąż, gdy mu wyrzucała jego przestawanie z Dolores. Nawet tegoż jeszcze dnia pozostawił jej sińce przed udaniem się na brzeg, gdzie się miał spotkać ze swoją bratową, aby pomagać w sprzedawaniu ryb, jak gdyby własnej żonie... Jakże się wyśmiewali wszyscy z Proboszcza.
Czy trzeba jeszcze więcej dowodów?... Czemuż Tonet pozostał na lądzie podczas pierwszej wyprawy? Czy tak było źle z ręką, przynajmniej póki Kwiat majowy nie wypłynął z portu? Naza-