Strona:Vicente Blasco Ibáñez - Kwiat majowy.djvu/223

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

tylko okiem mógł z całą pewnością powiedzieć, czy płynie ponad zwartą masą wodorostów, czy też nad tajemniczemi wzgórzami, których unikają starannie rybacy w obawie, że się zaczepią o nie i porwą sieci. Znał doskonale kręte głębiny nadające się do ciągnienia sieci. Ciągnął też je w owych labiryntach nie natrafiając nigdy na skały podwodne ani wodorosty, które tak łatwo mogą zniszczyć sieci i pozbawić korzyści z połowu. Wśród ciemnych nocy, gdy nic nie było widać dokoła i nawet światło barki nikło wśród mgły, wystarczało mu liznąć sieci językiem, aby rzec z całą pewnością, w jakiem miejscu znajduje się barka. Możnaby było myśleć, że to jest djabeł, który spędził siedemdziesiąt lat w towarzystwie barwen i polipów.
Posiadał również wiele innych wiadomości: ten kto wyrusza na połów w dzień zaduszny naraża się na zagarnięcie w swe sieci zwykle jakiegoś topielca, ten zaś, kto w uroczystość doroczną pomaga nieść krzyż święty z Grao, może być pewien, że nigdy nie utonie.
Sam też dlatego żył tak długo i czuł się zdrów mimo swych siedemdziesięciu lat nieustannego niemal przebywania na morzu. W dziesiątym roku życia już miał odciski pod pachą, ciągnął bowiem liny jak wół. A nietylko się zajmował rybołówstwem. Ze dwanaście razy był w Ha-