Strona:Vicente Blasco Ibáñez - Kwiat majowy.djvu/186

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

stanowił ładną sumkę, z którą można było „coś“ zrobić.
Wiedział już, że to „coś“ musiało być w związku z morzem. Nie miał przecie usposobienia swego wuja, który wyzyskiwał nędzę ludzką na lądzie.
O kontrabandzie nie należało nawet myśleć. Można było raz to uczynić dla zabawy, która na początek zawsze jest pomocna. Kuszenie jednak djabła jest niebezpieczne. Dla ludzi takich jak on, najlepszem zajęciem jest rybołówstwo, lecz oczywiście na własną rękę, nie dając się okradać przez zamożnych właścicieli barek, którzy nie pracują, a jednak ciągną z połowu olbrzymie zyski.
W ostatecznym wyniku swoich rozważań przeżuwanych przez noc całą, którą spędził przewracając się ciągle na posłaniu i niepokojąc Dolores swemi pytaniami czy pochwala jego projekty, zdecydował się użyć swego kapitału na kupno barki. Musiałaby to jednak być barka nie bylejaka, lecz możliwie najlepsza z pośród tych wszystkich, które się znajdowały na wybrzeżu przed Oborą portową.
Czas był najodpowiedniejszy, aby to uczynić. Do djabła! Nie ujrzą go już zwykłym marynarzem ani nawet zastępcą właściciela. Będzie sam właścicielem barki, jako zaś znak swojej godno-