Strona:Vicente Blasco Ibáñez - Katedra cz. 2.djvu/98

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

ce, stoczone przez robactwo kręgosłupy, pokazywano w srebrnych i złotych wazach.
Gabryel tłomaczył wiernie cudzoziemcom objaśnienia, dawane przez Don Antolina; powtarzał je po dwadzieścia razy z ironiczną powagą, podczas kiedy kanonicy stali na uboczu, bojąc się narażać na pytania.
Pewnego razu flegmatyczny anglik zapytał tłomacza:
— Nie posiadacie przypadkiem pióra ze skrzydła Michała-Archanioła?
— Niestety, panie, nie — odpowiedział równie poważny, jak anglik, Gabryel. — Tę relikwię znajdzie pan w innej katedrze. Nie możemy mieć wszystkiego.
W sali kanoników, w której pomieszano dwa style — arabski i gotycki, zwiedzający podziwiali podwójny rząd portretów arcybiskupów Toledańskich, malowanych na murze w mitrach i złotych pastorałach. Największą uwagę zwracał Gabryel na Don Cerebruno, prałata średnich wieków, nazwanego tak z powodu ogromnej głowy.
Cudzoziemców najwięcej zajmowała ubieralnia. Obszerny ten pokój zastawiono skrzyniami i szafami ze starego drzewa. Nad szafami wisiały zakurzone i podziurawione kopie dzieł artystów flamandzkich. Kapituła kazała je tu złożyć. Na podstawach stały rzędem antyczne fotele katedry: jedne w stylu hiszpańskiem — surowe, o kątach prostych, przybrane poszarpanemi frendzlami; inne w stylu greckim, z okrągłemi nóżkami, inkrustowane kością słoniową. Kapy i ornaty wisiały w szafach,