Strona:Vicente Blasco Ibáñez - Katedra cz. 2.djvu/96

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

godne uwagi? Przybywa tu wielu cudzoziemców, których ja zrozumieć nie mogę. Ty znasz ich języki — mówisz po francusku, po angielsku i nie wiem już po jakiemu. Jeśli cudzoziemcy dowiedzą się, że mamy kogoś, kto może ich objaśniać, katedra zyska na tem bardzo. Oddasz nam usługę, nic na tem nie tracąc. W każdym razie będzie to dla ciebie rozrywką. Co do wynagrodzenia...
Tu Don Antolin przerwał, by podrapać się w głowę pod czapeczką: „postara się wygrzebać cośkolwiek z funduszy skarbca... Jeśli to nie będzie możliwe do uskutecznienia zaraz — źródła kościoła prymasowskiego są tak nędzne — zrobi się to później nieco.” — Z niepokojem czekał Don Antolin na odpowiedź Gabryela, Tamten zgodził się, był przecież gościem kościoła, winien mu pewną wdzięczność.
Od tego dnia Gabryel schodził codziennie w godzinie nieszporów, żeby objaśniać cudzoziemców, co do znaczenia bogactw katedralnych. Czekali już tam zawsze turyści z białymi, czerwonymi i zielonymi papierkami Don Antolina. Przyszli podziwiać osobliwości Katedry. Srebrna-Laska brał wszystkich zwiedzających za lordów i książąt i wiele razy dziwił się, widząc ich tak nędznie odzianymi. Podług niego tylko wielcy świata tego mogli sobie pozwalać na przyjemność podróżowania; otwierał zdumione, pełne niedowierzania oczy, kiedy Gabryel zaręczał mu, że wielu z tych podróżnych było szewcami z Londynu lub kupcami z Paryża, którzy chcieli sobie zrobić podczas wakacyi przyjemną wycieczkę do starego kraju Maurów.