Strona:Vicente Blasco Ibáñez - Katedra cz. 2.djvu/52

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

być inaczej. Naród hiszpański, zamknąwszy oczy wierzył w swych królów i kapłanów, urobił się też na ich obraz i podobieństwo. Wesołość jego je t wesołością mnicha — nieprzystojną i płaską; jego romanse są opowiadaniami, wymyślonemi w refektarzu podczas trawienia. Śmiejemy się zawsze z tych samych powodów — z dziwacznego ubóstwa, z pcheł, z błyszczącego nocnika nieposiadającego innych mebli hidalga, z chytrości zgłodniałego człowieka, kradnącego sąsiadowi zapas okruchów; ze zręczności złodziejów, obcinających sakiewki zakwefionym, dążącym do kościołów, damom; z kobiety niewolnicy, która, pomimo, zamykających ją przez zazdrosnego męża, krat, była więcej występną, niż dzisiaj przy zupełnej wolności. Smutek hiszpana jest dziełem naszych królów, tych złowrogich, chorych królów, którzy, marząc o utworzeniu wszechświatowego cesarstwa, nie widzieli, że własny ich naród umiera z głodu. Widząc, że rzeczywistość nie odpowiada ich nadziejom, stają się hypohondrykami i fanatykami, przypisują swe niepowodzenia karze Boga, więc, żeby Go ułagodzić, oddają się okrutnej dewocyi. Kiedy Filip II dowiedział się o rozbiciu „Niezwyciężonej Armady”, o śmierci tysięcy ludzi, o żałobie, w którą pogrążona została połowa Hiszpanii, nie zadrgały mu nawet powieki. „Posłałem ich na walkę z ludźmi nie z żywiołami,“ powiedział i kończył przerwane modlitwy w kaplicy Eskurialu. Beznamiętny i okrutny smutek tych monarchów gnębi dotychczas nasz naród. Nie bez przyczyny kolor czarny był w ciągu wieków kilku ulubioną barwą dworu hiszpańskiego. Ciemne drze-