Strona:Vicente Blasco Ibáñez - Katedra cz. 1.djvu/127

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

cianek“; ale jak tylko Don Sebastian przybył do Toledo, sprowadził ją natychmiast do pałacu... Coprawda nie ma o co robić tyle zachodu: duża, blada, chuda dziewczyna; całą jej ozdobą są ładne oczy i ładne włosy. Mówią, że śpiewa, gra na fortepianie, czyta wiele książek, że umie wszystko, czego uczą w kolegiach ludzi bogatych. Prócz tego posiada talent tumanienia naszego arcybiskupa.
— Być może nie jest tem, o co ją posądzasz.
— Cóż znowu! Twierdzi tak cała kapituła, a najpoważniejsi kanonicy od pierwszego do ostatniego wierzą temu. Przeczą ulubieńcy Jego Eminencyi, szpiedzy, donoszący mu o wszystkich awanturach w katedrze, ale przeczą tak mięko, że mogą tylko utwierdzić nas w naszem przekonaniu. Don Sebastian oburza się i wybucha gniewem, ilekroć gadanina dojdzie jego uszu.
Perrero umilkł, podrapał się, po czaszcze, jakby wahając się powiedzieć coś bardzo ważnego.
— Czem jest Donna Visitation dla kardynała, wiem wreszcie dobrze. Mam dowody, wuju. Wiem z dobrych źródeł, jak oni żyją. Jeden z domowników widział ich wielokrotnie całujących się. Chociaż... źle mówię; ona jego obejmuje, a Don Sebastian przyjmuje z anielską radością pieszczoty tej kotki... Biedak! już jest za stary!
Tu Tato zakończył swe zwierzenia jakimś sprośnym żartem.




Od czasu do czasu, Gabryel spotykał Don Luisa niedaleko wielkiego fresku św. Krzysztofa. Znajdowały się tam małe drzwi, prowadzące po spiralnych wschodkach do archiwum muzycznego. Prawie