Strona:Vicente Blasco Ibáñez - Katedra cz. 1.djvu/125

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

schwyci, cały pałac, cała dyecezya drży — najlepiej unikać go wtedy. Widziałem go w sukniach pontyfikalnych, z mitrą na głowie, patrzącego wokoło tak wściekłym wzrokiem, że zdawało się, iż ada chwila rzuci pastorał i spoliczkuje nas. Zdaje się, że ciotka miała racyę mówiąc, czy on czasem nie pił?!
— Czyż naprawdę upija się, jak mówią w kapitule?

— Nie upija się: trzeba każdemu oddać sprawiedliwość. Wypije jeden kieliszek, potem drugi, czasami trzeci, jeśli chce zrobić grzeczność przyjacielowi, przychodzącemu w odwiedziny. Przyzwyczajenie, pozostałe z pobytu w Andaluzyi, gdzie był biskupem... Wino jest w najlepszym gatunku, po pięćdziesiąt douros arrobe[1]: syrop ogrzewający i wzmacniający żołądek. Tylko z chwilą, kiedy ten syrop znajdzie się w kiszkach Jego Eminencyi, nieszczęsny cierpi, jak potępieniec. Jestto tak, jak mówi ciotka Tomasa: lekarze naprawiają, a on znów się psuje przez to rajskie wino. Nie myśl wuju, że jestto byle kto; pominąwszy jego przykry charakter, trzeba przyznać, że kardynał jest człowiekiem. Zaręczam ci, że ta biało-różowa, za mała do tego olbrzymiego ciała, głowa nie jest bynajmniej pusta. Jestto zuch z zawsze wysoko podniesionem czołem, nie udający hipokryty. Widać zaraz, że był w młodości żołnierzem. Nie boi się niczego, nie gorszy niczem, nie wznosi rąk ku niebu. Lubię go. Nie przypomina niczem swego poprzednika, „wodzianki“, który umiał się tylko modlić, drżąc

  1. Miara