Strona:Vicente Blasco Ibáñez - Gabrjel Luna.djvu/88

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

Niejednokrotnie rankami zaglądał Gabrjel do kaplicy maurytańsko-arabskiej i słuchał uważnie starożytnej liturgji średniowiecznej, której pozostali wierni oficjanci, jako stróże kultu z wieków średnich. Na ścianach widniały w żywych barwach malowidła, przedstawiające zdobycie Oranu przez kardynała Cisneros. Seminarzysta, słuchając monotonnego śpiewu kapłanów maurytańsko-arabskich, przypominał sobie konflikt, jaki wybuchł za czasów Alfonsa VI między liturgją romańską, a toledańską, między kultem cudzoziemskim, a kultem narodowym. Pobożni, pragnąc zakończyć te wieczyste dysputy, zdali się na „sąd Boga“. Król wybrał szermierza Rzymu, a Toledańczycy powierzyli obronę swego kultu mieczowi kasztelana de Pisuegra. Kult toledański zwyciężył, lecz aczkolwiek wola Boga przejawiła się w sposób tak wyraźny i jasny, kult romański nie dał za wygraną. W biegu wieków rytuał maurytańsko-arabski musiał nieustannie ustępować, aż wreszcie został wygnany do tej kaplicy, gdzie istnieje dotąd, jako ciekawy zabytek przeszłości. Wieczorami, po skończonych nabożeństwach, gdy zamykano bramy, Gabrjel udawał się do izby dzwonnika. Mariano, syn dzwonnika, w tym samym wieku, co Gabrjel, pełen czci i szacunku dla jego wiedzy, oprowadzał go po zaułkach katedry. Po stopniach ślimaka pięli się wysoko, pod sklepienia, gdzie zaglądali od czasu do czasu tylko robotnicy.
Z góry katedra wydawała się brzydka i banalna. Ongiś sklepienia były odkryte; otaczała je tylko napowietrzna balustrada. Lecz deszcze zniszczyły szczyty, grożąc zupełną ruiną. Wówczas kapituła okryła