Strona:Vicente Blasco Ibáñez - Gabrjel Luna.djvu/65

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

Lecz ów wielki pan, którego portret wisi w sali kapituły, ów wielki pan o błękitnych oczach, białej peruce i wymalowanych ustach, więcej zajmował się uciechami tego świata, niż sprawami Kościoła. Któregoś dnia zrzekł się też swej godności arcybiskupiej, aby poślubić pewną dziewczynę z ludu. Wpadł w zatarg z królem, i wreszcie został wygnany z granic kraju.
Estaban Luna, przeskakując z pokolenia na pokolenie, przypominał sobie jeszcze arcyksięcia Alberta, który zrezygnował z mitry toledańskiej, aby wyjechać, jako wielkorządca, do Niderlandów — oraz wspaniałego kardynała de Tavera, wielkiego protektora sztuk. Wszyscy ci książęta i wielcy panowie odnosili się z serdeczną życzliwością do rodziny Luna, wiedząc, z jakiem oddaniem i samozaparciem służyła ona sprawom Kościoła.

Co się tyczy samego Estabana — to dzieciństwo jego nie było szczęśliwe. Toczyła się właśnie wojna o niepodległość. Francuzi, zająwszy Toledo, wkroczyli do katedry z obnażonemi szablami, i zachowywali się, jak poganie, plądrując po wszystkich kątach w czasie uroczystej mszy. Klejnoty zostały ukryte. Kanonicy i proboszczowie, zwani podówczas racioneros, żyli rozproszeni po całym półwyspie. Jedni z nich szukali schronu w miejscowościach, należących jeszcze do rządu hiszpańskiego, inni rozsypali się po wsiach, modląc się o szybki powrót Upragnionego[1]. Litość brała, gdy się patrzyło na chór. Rozbrzmiewało tam tylko kilka głosów. Tchórze i egoiści, niezdolni do opuszczenia swoich stron rodzinnych, skłonili głowy przed uzurpatorem i najeźdźcą. Drugi kardynał z linji Bourbonów, łagodny i słaby Don Luis Ma-

  1. El Deseado — Ferdynand VII.