Strona:Vicente Blasco Ibáñez - Gabrjel Luna.djvu/46

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

nieuleczalne? Gdybyś poszedł swą drogą właściwą, dziś byłbyś z pewnością jednym z dobroczyńców katedry, a może zasiadafbyś także w prezbiterjum między kanonikami. Byłbyś dumą rodziny i oparciem dla niej. Miałeś zawsze gorącą głowę, byłeś zdolniejszy, niż my wszyscy. Przeklęta niech będzie wyższość umysłowa, skoro prowadzi ona do takiego upadku. Ileż się namartwiłem i nagryzłem, dowiedziawszy się o twoich losach! Myślałem, że jesteś szczęśliwy i zadowolony, pracując w tej drukarni w Barcelonie, gdzie zarabiałeś tyle, że w porównaniu z naszemi zarobkami, była to prawdziwa fortuna. Ale od czasu do czasu, gdy czytałem w gazetach twoje nazwisko, jakieś niedobre przeczucia zaczęły mi chodzić po głowie. Pisali o tobie w związku z wiecami, na których domagano się równego podziału stanu posiadania, zniszczenia rodziny i kościoła i sam nie wiem jakich jeszcze absurdów!
„Towarzysz Luna powiedział to, towarzysz Luna powiedział tamto“. A ja ukrywałem przed ludźmi, że ten towarzysz — to mój brat, ponieważ przewidywałem, że te wszystkie szaleństwa skończą się źle, bardzo źle! A pozatem... pozatem ta sprawa z bombami!
— Nie brałem w tem udziału — zaprotestował Gabrjel smutnym głosem. Jestem teoretykiem. Uważam, że akcja jest przedwczesna i dlatego nie prowadzi do celu.
— Nie wątpię! Wierzyłem zawsze, że jesteś niewinny! Ty, który, jako dziecko, byłeś zawsze taki łagodny i tak mądry! Zadziwiałeś nas wszystkich słodyczą i łagodnością swego charakteru. Tkwił w tobie materjał na świętego, jak zwykła była mówić na-