Strona:Vicente Blasco Ibáñez - Gabrjel Luna.djvu/259

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

— Ty. który wiesz wszystko, powiedz, czy to prawda, że umarł z głodu?
Tato, pełen buntowniczych myśli, wybuchnął:
— Niema sprawiedliwości na świecie! Trzeba zrobić porządek! Pomyśleć tylko, że dziecko umiera z głodu w domu, w którym złoto płynie strumieniami.
Kiedy małą trumienką odniesiono już na cmentarz, matka zaczęła szaleć z rozpaczy, tłukąc głową o mur klasztorny.
— Och, moje dziecko, mój malutki Antonio!
Podczas nocy czuwały przy niej Sagrario i inne kobiety.
Cierpienie przyprawiało ją o obłęd. Chciała za swoje nieszczęście uczynić kogokolwiek odpowiedzialnym, groziła najwyższym dostojnikom z Claverias.
— To wina Srebrnej Rózgi! — krzyczała nieszczęśliwa. Wyzyskuje nas uprawiana przez niego lichwa. Nie dał jednego grosza dla mego biedactwa. A ta Mariquita — czupiradło?! Nie zajrzała nawet do nas! To upadła dziewczyna, wierzcie mi! Myśli tylko o strojach, aby móc się podobać kadetom!
— Milcz, jeszcze cię kto podsłucha! — prosili przerażeni sąsiedzi. Inni oburzali się na ich tchórzostwo.
— Tem lepiej, niech don Antolin i jego siostrzenica słyszą! A cóż to szkodzi? Ludzie ci wpadali w gniew na myśl o skąpstwie don Antolina i wielkopańskich tonach jego siostrzenicy. Można być biednym, a jednak nie obawiać się tej pary!