Przejdź do zawartości

Strona:Vicente Blasco Ibáñez - Gabrjel Luna.djvu/226

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

to odpowiem wam, że napróżno będziecie go szukali w głębiach nieskończoności.
Jest on tylko wymysłem naszego mózgu. Gdy go ludzie sobie stworzyli, ziemia już od miljonów lat istniała.

VIII.

Pierwszą osobą, którą spotkał Gabrjel rankiem w dzień Bożego Ciała, był Don Antolin, który przeglądał i liczył kartki w swych książeczkach.
— Mamy dzisiaj wielkie święto — powiedział Gabrjel, chcąc sprawić księdzu przyjemność.
— Będzie pan miał niezłe dochody. Przyjedzie zapewne wielu cudzoziemców.
Don Antolin spojrzał badawczo na Gabrjela, jakby się chciał przekonać o szczerości jego słów i intencyj. Lecz upewniwszy się, że Gabrjel nie drwi, odpowiedział z zadowoleniem.
— Tak, dzień dzisiejszy zapowiada się dobrze. Znajdzie się zapewne wiele osób, pragnących obejrzeć nasze skarby. Ach, moje dziecko, jakże nam potrzeba pieniędzy! Ty, który cieszysz się z naszych nieszczęść, powinieneś być zadowolony. Znajdujemy się w tak rozpaczliwem położeniu, że musimy robić nadludzkie wysiłki, aby pokryć swoje nędzne wydatki.
I Don Antolin zamilkł, nie spuszczając ani na chwilę Gabrjela z oczu. Na twarzy jego malowała się gra różnych uczuć, jakgdyby uderzyła go niezwykła jakaś myśl, a on sam zastanawiał się, czy ma ją za-