Strona:Vicente Blasco Ibáñez - Gabrjel Luna.djvu/210

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

w starych katedrach omszały, poczerniały Chrystus z sinemi wargami, o ciele wyschłem i kościstem, z pokurczonemi, zbroczonemi krwią nogami. Krew ta wiele usług oddała religji w chwilach załamania wiary, wtedy, gdy duch upadał, a wiarę w dogmat należało poprzeć orężem! Podczas gdy w Wersalu szemrały fontanny pośród marmurowych posągów nimf, a dworzanie Ludwika XIV w barwnych strojach, rozpustni, jak poganie, krążyli, niby rój motyli, koło wytwornych dam o klasycznych kształtach, dwór hiszpański, cały w czerni, z różańcem u pasa, ustrojony w zieloną wstęgę Inkwizycji, uczestniczył w autodafe — a król szczycił się, że pali heretyków i jest alguazilem.
Niestety, jesteśmy narodem, którym włada smutek. Ponury smutek tych czarnych wieków żyje w nas jeszcze. Zastanawiałem się często nad życiem tych, których natura wyposażyła w umysły krytyczne. Inkwizycja szpiegowała każde słowo i starała się przejrzeć nawet myśli ludzkie. Za jedyny cel życia uważano zdobycie nieba — a cel ten z dniem każdym stawał się coraz dalszy i trudniejszy do osiągnięcia. Ażeby zbawić duszę, należało przedewszystkiem bogactwa swe oddać na rzecz Kościoła — najwyższą bowiem i najbardziej zalecaną formą życia było ubóstwo. Po zrzeczeniu się swoich dóbr materjalnych trzeba było modlić się co godzinę, codzień być w kościele, należeć do stowarzyszenia religijnego, biczować się w krypcie, wreszcie wysłuchiwać z pokorą głosu „Brata grzechu śmiertelnego“, który co godzinę przerywał sen, przypominając, że śmierć jest bliska. Do tego wiecznego strachu dołączała się jeszcze ciągła nie-