Strona:Vicente Blasco Ibáñez - Gabrjel Luna.djvu/109

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

ności, aby zdał sobie sprawę ze swego stanu. Skończy tak, jak skończyła Lucy.
Prawie dwa lata przebył w twierdzy w Montjuich za ten zamach, w którym nie brał żadnego udziału i gdy wreszcie sąd wojenny ogłosił spóźnione wyroki, Gabrjel opuścił więzienie, aby udać się zagranicę. Nie zadawalniano się rozstrzeliwaniem winnych; skazywano jeszcze na wygnanie całe rzesze ludzi zupełnie niewinnych.
Gabrjel powrócił do Angji; lecz klimat Londynu okazał się niebezpieczny dla jego zrujnowanego zdrowia. Przejechał na kontynent; lecz i tutaj życie było dlań niemożliwe. Przeganiany przez policję, aresztowany przy najmniejszem podejrzeniu, odstawiany do granicy, wiódł egzystencję włóczęgi. Nędza i choroby nękały go nieprzerwanie. Poza tem był człowiekiem zwyciężonym, opuściła go dawna odwaga i męstwo. W smutku i przygnębieniu wspominał często te ciche miejsca, gdzie zbiegły szczęśliwie lata jego młodości, przypominał sobie swoich braci, otaczających go kiedyś serdeczną miłością, i postanowił potajemnie wrócić do Toledo, do tych Claverias, będących ostatniem refugjum na ziemi. Jedynem pragnieniem było oczekiwać w spokoju godziny śmierci. Niech za bramami Claverias pozostaną wszystkie rewolucje i bunty, które zwróciły nań nienawiść całego społeczeństwa. Przestanie myśleć, przestanie czuć i mówić. Och, wdychać, jak balsam, woń, wydzielaną przez stare kamienie katedry!