Strona:Vicente Blasco Ibáñez - Gabrjel Luna.djvu/107

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

społeczeństwie, o tym cudownym kraju wszystkich marzycieli, o kraju, gdzie już nie będzie własności, przywilejów, występków, gdzie praca stanie się przyjemnością, a wiedza i sztuka jedyną religją. Niektórzy słuchacze śmieli się z politowaniem, słysząc, że mówca pogardza środkami siły i gwałtu, zalecając pokorę i cierpliwość — drogą biernego przetrwania miało się dojść do zwycięstwa!? — „To ideolog“ — mówiono. — „Lecz mimo wszystko trzeba go posłuchać, ponieważ umiał służyć sprawie“. — Oni, ludzie czynu i walki, umieliby bez zbytecznych mów i przemów załatwić się z tem społeczeństwem, ogłuchłem na głos prawdy.
Gdy na ulicach rozległ się huk bomb, Gabrjel zdziwił się niepomiernie. Był tem prawdziwie zaskoczony. Aresztowano go, jako jednego z pierwszych, aresztowano go dla popularności jego nazwiska. Och, te dwa lata, spędzone w twierdzy Montjuich! Dusza Gabrjela stała się jedną głęboką, niezabliźnioną raną, krwawiącą przy najmniejszem wspomnieniu. Ilokrotnie wracał do tych czasów wspomnieniem, febryczny dreszcz wstrząsał jego istotą.
Szał przerażenia owładnął całem społeczeństwem, które, broniąc się, tratowało nogami prawa i godność ludzką. Barbarzyństwo dawnych wieków, posiłkujące się metodami gwałtu, zmartwychwstawało w okresie pełnej cywilizacji. Nie dowierzano sędziom, zbyt skrupulatnym i oświeconym, potrzebniejsi okazali się zbiry, stosujący dawne wypróbowane środki tortur.
Którejś nocy Gabrjel ujrzał nagle błysk światła w swej norze podziemnej. Dwóch ludzi w unifor-