Strona:Verner von Heidenstam-Hans Alienus.djvu/93

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

Hans i Giggja wiedzieli, że ktoś może nadejść lada chwila. Stali tedy przedzieleni stołem, który był i „warsztatem Eleny“, zasłanym, niby ołtarz mnóstwem sztucznych kwiatów. Nie było już dywana, na którym spoczywały rozgałęzione na sposób konarów nogi stołu, gdyż dywan ten leżał od chwili rozpoczęcia zebrań w pokoju Jasona, toteż salon był teraz mniej miły jeszcze. Po posadzce potoczył się kłębek włóczki, a żadne go nie podniosło.
Z pokoju Jasona dochodził śpiew nienaturalnie czysty i fletowy. Umilkł po chwili.
Giggja podała Hansowi jeden kwiat.
— Wspaniały... nieprawdaż?
— Elena doskonali się coraz to bardziej.
— I ja zaczęłam jej pomagać. Mam dla ciebie niespodziankę. Powinnabym zmilczeć, ale wiem, że nie zdołam. Otóż słuchaj. Pomagając Elenie, dostanę codziennie pięćdziesiąt centesimi, a po dwu miesiącach zbiorę tyle, że będę mogła kupić pięknie rzeźbiony pierścionek złoty, jaki widziałam w pewnym sklepie na naszym placu. Dam ci go wzamian za ten prosty, żelazny, który otrzymałeś w kościele. Ale słuchajże i uważaj. Jeszcze drugą mam dla ciebie niespodziankę, której nie odgadniesz. A może! Otóż zrobiłam wczoraj coś w rodzaju pastylek miętowych dla ciebie i wsypałam je do flakonika. Czy chcesz pokosztować?
— I owszem — odparł, — ale wiedz, że przed chwilą usłyszałem, coście o mnie mówili z księdzem.
— I cóż? Nie było w tem przecież nic złego!
— Pustelnik żyje w przekonaniu, że stanowi centralny punkt świata. Nagle słyszy, jak ktoś obcy pyta: Czemże się właściwie zajmuje ten dziwak?