Strona:Verner von Heidenstam-Hans Alienus.djvu/433

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

Ale ciekawi, co też tu ich czeka,
Przystali wreszcie na święto... człowieka.
———————————
Rozbłysła kwieciem każda wioski chata.
Biel domów lśniła w rozjarzonem słońcu,
Czyszczono, myto, strojono, a wkońcu
Wyjęto z niszy ciemnej jubilata.
Gdy na wieczornem niebie, wśród gwiazd wielu,
Błysła uroczo najjaśniejsza Wenus,
Po wielkich trudach, dotarłszy do celu,
Stanął na miejscu stary Hans Alienus.
———————————
Myśląc o domu, gdzie pośród pamiątek,
Zamglonych luster i poblakłych obić,
Stał stary fotel zasunięty w kątek,
Gdzie cierpiał tyle, nie wiedząc co robić,
Stał Hans i dumał ze zwieszoną głową,
Z której mu długie opadały włosy...
Stał pośród nocy, wpatrzony w niebiosy,
I nagle uczuł, że tuż obok niego,
Stoi złowroga, straszna, dawna Święta,
Nieprzyjaciółka twarda, nieugięta.
Na ręku miała Zeusa z Otrikoli,
Wstawiła odlew w pustą teraz niszę
I przedświtową przerywając ciszę,
Tak jęła mówić cicho i powoli:
———————————
— Królewsko patrzy na nas twarz ta biała,
Od wiośnianego wioski tła odbita.
Zda się od wieków na nas spozierała,
Po wiekach znowu nas oczyma wita.