Strona:Verner von Heidenstam-Hans Alienus.djvu/42

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

doznać wyrzutu sumienia, iż zniweczył sobie życie samoudręką. Leżąc już nawet na łożu śmierci, pragnął zebrać wkoło siebie gromadę dzieci i powiedzieć im: Zazdrośćcież mi, dzieci, zazdrośćcie staremu Hansowi Alienusowi, który był mądrym człowiekiem, wówczas jeszcze nawet, kiedy wcale człowiekiem nie był. Umiał on spędzać życie w równowadze i niewysłowionej radości. Wyszedł w świat z domu pełnego melancholii i pędził sobie żywot wolny, samodzielny, bez ojczyzny, bez władzy, bez przyjaciół, bez jakichkolwiek więzów, pośród słonecznego, klasycznego otoczenia, gdzie nudna północna szaruga nie szerzy smutku. Ale nie żył jak bezduszne zwierzę, czy rozwięzły wszetecznik. Nie pił, nie objadał się nad miarę. Uczył się, pełnił urząd papieskiego bibljotekarza, by łatwiej dotrzeć do starożytnych utworów, którego ciekawiły, grywał na skrzypcach i rozkoszował się do woli samotnością. Dom jego był jasny i cichy, niby świątynia poświęcona bogom wsi. Był arcykapłanem szczęścia i radości. Szczęście było jego dumą, a nawet zarozumiałością, jeśli chcecie wiedzieć. Słowem był ulubieńcem i wybrańcem szczęścia.
Po odejściu księdza z niezmiennym uśmiechem zdjął Jason, w chłodnej dość garderobie, swą fioletową sutannę i fałdzistą komżę, poczem zszedł wraz z Alienusem po schodach, do prostolinijnej galerji, zakończonej bronzowa bramą.
Chodziły tu tam i z powrotem grupy ludzi, a echo igrało z ich głosami. W głębi galerji, zwężonej tu i tworzącej jakby pagórek, spostrzegł Alienus trzy dziewczęta. Oddalone były jeszcze tak, że wyglądały raczej na trzy, zgrabnie wyrzezane laleczki, niż dorosłe osoby, a z każdym krokiem rosły i stawały się wy-