Strona:Verner von Heidenstam-Hans Alienus.djvu/342

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

Hans Alienus wyjechał z nieba na chmurach wieczora. Opuścił siedzibę zbawionych, spoglądających w przestrzeń marzycielsko, z murów grodu szczęśliwości. Scichły poza nim fletnie, przygrywające tanom młodzieży i w dali zostały ciche łąki, po których roztoczy nie płynie ton dzwonu, znaczący śmierci godzinę.

Chór duchów mściwych
Ryczy jak burza,
To ich oburza,
Że człek śmiertelny śmiał sięgnąć nieba,
Że zjadacz chleba
Był jako bogi...
Skacząc, świat cały chcą brać na rogi,
Stuchwoste stwory,
Piekielny chór,
Smoki okropne podniebnych chmur.
Krwawy ślad wozu, ogniem się mieni,
Turkoczą koła po nieb przestrzeni,
A kędyś ziemia jawi się z dołu,
Gdzie ludzkość żyje pośród mozołu
I rozgwar pracy skrzętnej dolata...
Wtem Hans posłyszał słowa Tuklata:
———————————