Strona:Verner von Heidenstam-Hans Alienus.djvu/338

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

kilka sczerniałych oleodruków, przedstawiających amerykańskich prezydentów.
Na schodach, przed domami, siedzieli niebianie w rodzinnych grupach, a dzieci miały w podołkach drewniane koniki i wózki, które pragnęły odzyskać, wbijając swe gwoździe w bramę niebios. Poza domami widniała w przyćmionem świetle dziennem rozległa, kwiatami usiana łąka, po której hasała gromadka nagich dzieci, nie wstydzących się swej nagości. Niektóre powiewały tkaniną przejrzystą, blado zielonej barwy. Żadne z nich nie rzucało na ziemię cienia, gdyż były przezroczyste, tak że promienie słońca łamały się w nich kolorami tęczy, jakby na chmurze.
Poza łąką stał tron Najwyższego, z łyskliwych płomieni utworzony, a strzegący go archanioł Michał podszedł do Alienusa i pozdrowił go płonącym mieczem. Czarno nakrapiane skrzydła jego roztoczyły się poza tańczącemi dziećmi, nakształt żagli latyńskich, wzdętych burzą.
— Alienusie — Boże, Panie wszechwładny! — powiedział. — Przystąp do pustego tronul
Tuklat wniósł swego pana po stopniach tronu i posadził go na nim, zaś archanioł Michał otworzył lukę w ziemi, przez którą Alienus-Bóg mógł patrzeć w przestrzeń śródgwiezdną.
Sięgnąwszy rękami, utworzył Alienus w zawrotnej głębi nową ziemię, pełną ludzkich stworzeń. Ale dał im takie płuca, że mogły zaopatrywać ciało w dostateczną żywność. Przytem wyposażył ich wiekuistą młodością, tak że nie potrzebowali się rozmnażać. Dzieło jego nie byłoby atoli doskonałe, gdyby się rozległ krzyk rozpaczny jednej choćby żywej istoty. To też nie stworzył zwierząt, tylko bezwrażliwe rośliny,