W ręku jego błysnął rewolwer. Żona i dzieci nagłos wołały ratunku.
Pan adwokat był bardzo odważny, ale gdy zobaczył, że ja nie zważam na broń, tylko posuwam się coraz bliżej, siny ze złości nagle uskoczył wtył i zatrzasnął drzwi za sobą. — Kopnąłem drzwi z całej siły i wpadłem za nim do pokoju. Pan adwokat zrejterował do kuchni, i tu narobił takiego krzyku, że z tego wszystkiego już mi się śmiać chciało.
— Czego ty wrzeszczysz, oszuście i tchórzu? — zawołałem. — Rewolwer trzymasz w ręku, a drżysz jak stara baba! Daj mi go do rąk, to ci palnę w łeb, aż ci mózg wyskoczy! Oddaj mi naszą umowę i pójdę sobie. Przez ciebie nie mogę nic od brata wydostać. Ty tak samo masz cholerę z tego, gdyż wiesz dobrze, że ja w archiwum w hipotece nie figuruję jako syn.
Żona jego poczęła mnie teraz błagać, abym tylko narazie poszedł sobie, i wrócił pod wieczór, a wszystko będzie załatwione jak najlepiej.
— Dla pani to zrobię, że pójdę teraz. Wieczorem wrócę znów. Proszę, aby umowa została mi zwrócona, bo jak nie, to będzie źle. Jeśli teraz w padnę do więzienia, to tylko za tego oszusta. Ja kradłem i odpokutowałem; a on mnie okradł i jest porządnym człowiekiem, jest panem mecenasem i grozi mi policją. Postanowiłem rozpocząć nowe życie, a przez niego nie mogę, bo potrzebne mi są pieniądze.
— Idź pan już. Idź pan, ja pana proszę. Daję panu słowo, że wszystko wieczorem będzie załatwione.
Wieczorem przyszedłem znów. Adwokat siedział, jakby czekał na mnie. Wskazał mi krzesło, poczem nie patrząc na mnie, zabębnił palcami po stole i rzekł:
— Ja chciałem wówczas was ratować. Przyszła wojna z bolszewikami, musiałem opuścić miasto. Potem nie było zarobku, nie wiedziałem, w którem więzieniu siedzicie. Zresztą jeden znajomy mówił mi, że wysłano was na Święty Krzyż i tam zmarliście. Teraz chcę z wami załatwić sprawę po ludzku, poco się denerwować. Nie myślcie, że was się boję, tylko wiem, żeście dużo złego przeżyli i macie praw o być nerwowym. Teraz, kiedyście się już uspokoili, mogę z wami pomówić. Kiedy otrzymałem od was przepisany na
Strona:Urke Nachalnik - Żywe grobowce.djvu/284
Wygląd
Ta strona została przepisana.