Strona:Urke Nachalnik - Żywe grobowce.djvu/253

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

Pan sekretarz widać pochodził nie z tej sfery, co robotnicy, gdyż zadawał mi pytania tonem sędziego śledczego, patrząc na mnie podejrzliwie.
— Macie jakieś dokumenty, książkę związkową albo kartę zwolnienia, abym mógł przekonać się, czy naprawdę siedzieliście w więzieniu i za co? Ta cala sprawa podejrzą* nie mi jakoś wygląda, — dodał.
— Może to prowokator, — szepnął ktoś do ucha sekretarzowi, co dobrze słyszałem.
— Zapewne pan jest tym prowokatorem i innych podejrzewa, — oburzyłem się i wyciągnąłem kartę zwolnienia.
Wszyscy nachylili się nad sekretarzem, a ten czytał nagłos, powoli i kładąc nacisk na każdem podejrzanem słowie. Po przeczytaniu spojrzał na mnie jeszcze bardziej podejrzliwie niż poprzednio i zawołał:
— Paragraf 587 to jakiś podejrzany paragraf. Kto z was wie, co to za paragraf? — zwrócił się do obecnych. — Mnie się zdaje, że to jest paragraf złodziejski i to dla recydywistów.
— Tak, tak, — podchwycił ten, co siedział w Mokotowie. — Ale on jest piekarzem, trzeba mu pomóc. Co to nas obchodzi, za co siedział. Jak my go nie poratujemy, to znów będzie zmuszony iść kraść. Jestem za tem, by albo dać mu pracę na kilka dni w tygodniu, albo zapomogę, niech jedzie do innego miasta.
— Co ty tam mówisz, — krzyknął nagłos Moniek. — Za złodziejami się ujmujesz! My mamy dość swoich łudzi, którzy pracy nie mają. Zapomnieliście już towarzysze, jak za kacapa kryminalni bili naszych po więzieniach. A walka 1905 roku z tymi zbrodniarzami to nic? Ja jestem zdania, żeby sobie poszedł do złodziejów, których w Warszawie nie brak. Oni swego przyjmą. Niech się stąd wynosi i nam da spokój.
— No, no, schowaj się tam z twojemi głupiemi wywodami, — zaprotestowało kilka głosów naraz. — Może nie chce iść więcej do złodziei i chce pracować? Obowiązek nam nakazuje mu pomóc i nic więcej nie powinno nas obchodzić.
Zawrzało tu jak w ulu. Krzyczano, wołano, jeden dru-