Strona:Urke Nachalnik - Żywe grobowce.djvu/234

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

— Tak toczno.
— Familja otca kak budiet?
— Grigorij Wierbinko.
— Toże prawosławnyj?
— Tak toczno.
— A mat’ kak nazywajut?
— Natalja Wierbinko.
— Toże prawosławnaja?
— Tak toczno.
— Charaszo, gołubczyk. Za czto popał?
— Za grabioż.
— Skolko połucził?
— Szest’ liet aresztanckich rot.
— Ładno, ładno. A w Boga wierisz?
— Kakże nie wieriu!
— Wierisz?
— Wieriu.
— Ty swołocz, sobaka, poczemu ty krest nie nosisz, jeśli ty wierisz w Boga? Tridcat’ pałok wsypat’ jemu.
Nie pomagają prośby i lamenty, swoje trzydzieści palek musi dostać i z wielką ceremonją zawieszają mu krzyżyk na szyję. Gdy zaś więzień nosił krzyżyk na szyi, zaczynali z innej beczki:
— W Boga wierisz i krest nosisz, a na grabież paszo!? Tridcat’ paloczek dat’ jemu.
Jednem słowem swoich 30 pałek każdy musiał dostać na początku. Żyd musiał dostać, gdy nie nosił cyces na sobie, a gdy nosił, znów dostawał, jako wierzący w Boga, który popełnił przestępstwo.
Takie czasy były, a jednak człowiek wytrzymał. A ty przychodzisz po odsiedzeniu kilkuletniego więzienia w Mokotowie i mówisz, że ci chleb złodziejski już obrzydł? Wstydź się Nachalniku, ja się tego po tobie nie spodziewałem.
— Ty wiesz swoje, a ja wiem swoje, — odparłem. — Postanowiłem zerwać z tem życiem i zerwę. Czy mogę tu u ciebie noc przekimać?
— Możesz, tylko jak masz zamiar zostać świętoszkiem, może ci zaszkodzić spanie u starego — złodzieja i pasera, —