Strona:Urke Nachalnik - Żywe grobowce.djvu/203

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

Zasiadłem do kolacji. Piło nas herbatę razem czterech. Trzej moi koledzy byli warszawiakami i należeli do elity świata przestępczego. Dostawali wałówy od żon lub kochanek, a przyjęli mnie jako niemającego znikąd nic. Odreperowalem się przy nich tak, że nawet już dobrze wyglądałem.
Przybysz przy kolacji dzielił siedzącym bliżej niego chleb i po kawałku mięsa. Zbliżył się nieśmiało do mnie, położył kawał mięsa, sera, cukru i cztery jaja, mówiąc z poszanowaniem.
— Proszę bardzo, niech pan weźmie.
Spojrzałem na niego i odparłem:
— Dziękuję panu. Niech pan to da głodnym.
Zabrał zawstydzony i oddalił się patrząc z wyrzutem na mnie.
Po kolacji, jak to się często zdarzało, począłem spacerować rozmawiając z kolegą. Zauważyłem, że przybysz zbliżył się do jednego z moich kolegów i mówił:
— Proszę pana, dlaczego starszy celi gniewa się na mnie i nie chciał przyjąć ode mnie poczęstunku?
— Widzi pan, — odparł mu mój kolega, — u nas jest taki zwyczaj, jak się chce kogoś poczęstować, to się go prosi do stołu, a nie wydziela mu się części jak żebrakowi. Złodziej jest honorowy, nie tak jak pan to sobie wyobraża.
— Proszę pana, ja wcale o tem nie wiedziałem. Dziękuję, że mi pan o tem powiedział. Więc jak mam teraz zrobić?
Przybysz trafił akurat na najdowcipniejszego z więźniów. Po rozmowie z nim, nieśmiało zbliżył się do mnie.
— Pan jest Żydem, ja wcale nie poznałem.
— Pan także jest Żydem, a też nie poznałem, — odparłem, — Proszę pana, niech mnie pan nie zawstydza i podejdzie ze mną do stołu.
Zbliżył się jego informator, mówiąc nagłos:
— Ten pan nie wiedział, jak ma postąpić. Nic dziwnego, pierwszy raz jest w więzieniu, ale teraz już wie. Co, faterku, — poklepał go przyjaźnie po plecach, że ten aż jęknął. — Jak pobędzie z nami parę wiosenek, przestanie być frajerem.
— Co to znaczy wiosenek? — zapytał naiwnie frajer.
— Wiosenki, to znaczy łata, mój przyjacielu.
— Jak tak, to dziękuję. Wolę już być frajerem.