Strona:Urke Nachalnik - Żywe grobowce.djvu/137

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

sza nieraz w duszy więźnia wywołuje żal i tęsknotę do zmarnowanych lat, spędzonych w poniżeniu i w pogardzie. Cisza ta przejęła mnie teraz do szpiku kości. Idąc przez korytarze, doznawałem wrażenia, że z cel, które teraz stały pustkami, duchy pokutujących więźniów wyciągają do mnie przez drzwi niewidzialne dłonie, chcąc mnie przygarnąć do siebie. Dopiero gdy przekroczyłem próg celi, odetchnąłem z ulgą, a odchodzący dozorca swoim głośnym chrapliwym kaszlem rozweselił nieco tę martwą ciszę, która mnie tak przeraziła.
Wszyscy więźniowie w celi spali snem sprawiedliwych. Tylko jeden Tadek nie spał; widać skrzynie napełnione szeleszczącemi banknotami przeznaczonemi do kotłowni na zagładę nie dawały mu zmrużyć oka.
— Co słychać? — zapytał mnie cichym głosem. — Zblatowałeś klawisza?
— Tak, wszystko zrobione, ale muszę natychmiast mieć kilka banknotów, by mu je pokazać. Chce się przekonać, czy one mogą mieć jakąś wartość i czy nam się opłaca ryzykować.
Tadek spojrzał na mnie napół podejrzliwie, — w tym świecie stale jeden drugiego podejrzewa, — i odparł:
— Mnie się zdaje, że klawisz chce cię nabrać i zaprowadzić cię z formą prosto do karceru. Czy go dobrze wypróbowałeś? Czy jesteś pewny, że on nas nie zakapuje? Już żałuję, że kazałem ci z nim się wdawać...
— Bądź spokojny, klawisz nie jest taki frajer, jak mnie samemu się wydawało. Ja za niego odpowiadam. Daj mi tylko na moją odpowiedzialność trochę papierków, a resztę zostaw mnie.
— Dobrze mówisz, że ty odpowiadasz. Ale radzę ci, bądź ostrożny, to nie groszowa robota. Co do mnie, nie ręczyłbym za własnego ojca i matkę. Frajerom ufać nigdy nie można. Ja za to, że zaufałem jednemu frajerowi, mam chleb na sześć lat.
— Mówię ci po raz ostatni, — rzekłem z przekonaniem, — że odpowiadam przed dyntojrą. Daj mi, co masz dać, bo zaraz znów po mnie przyjdzie. No, prędzej!
Tadek zlazł z siennika i pokolei obchodził wszystkie łóż-