Strona:Urke-Nachalnik - W matni.djvu/86

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

Niedługo po tym nadjechało auto policyjne i na sali ukazał się komisarz. Krygier i Janek odetchnęli z ulgą. Ujrzeli Wołkowa, który po otrzymaniu wyjaśnień od dyrektora kabaretu, zlecił zastępcy swemu, znanemu z przezwiska Szczupak, by strzegł drzwi wyjściowych, aby nikt podejrzany nie mógł się wymknąć Wołkow wydał szereg instrukcyj agentom tajnym, po czym przystąpił do głównej roboty — oczyszczania dancingu.
Lepsi goście, za których dyrektor był gotów zaręczyć, że są w porządku, sądzili, że będą mogli się wynieść odrazu, ale spotkał ich zawód. Wołkow z uśmiechem na ustach, ale surowym tonem oznajmił, że, niestety, będzie musiał wszystkich bez wyjątku wylegitymować i... rewidować.
Nadaremnie dyrektorowie interweniowali, że to kompromituje ich lokal i naraża na straty. Wołkow obstawał przy swoim, twierdząc, że okradziona dama jest żoną ambasadora: i że dlatego klejnot musi się odnaleźć.
Naraz Wołkow spojrzał w kierunku stolika, za którym siedział Krygier i Janek. Krew uderzyła Wołkowowi do głowy.
Zachowując najdalej idącą ostrożność, Wołkow zbliżył się do nich i zapytał dyskretnie:
— Wasza robota?..
Krygier uśmiechnął się, a Janek zręcznie wsunął Wołkowowi do kieszeni kolię. Wołkow drgnął, jakby został ukłuty. Opanował się wnet i oddalił od ich stolika.
W chwilę po tym dwaj agenci podeszli do stolika Krygiera i Janka. Obaj rozmawiali teraz po angielsku. nie wzbraniali się: pozwalali siebie rewidować.
Wołkow wnet się zbliżył i, przepraszając ich za mimowolną przykrość, kazał agentom ich wyprowadzić, gdyż są to dwaj panowie z obcego poselstwa...