Strona:Urke-Nachalnik - W matni.djvu/79

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

— Skoro uważasz mnie za swego przyjaciela — odparł Wołkow — radzę ci, abyś lepiej strzegł Anieli. Ona musi teraz być bardzo ostrożna.
— Dlaczego?
— Jest podejrzenie, że ona spowodowała samobójstwo Żarskiego. Policja ją poszukuje.
— A w policji wiedzą kim ona jest?
— Dokładnie nie wiedzą, ale „twarz“ jej znajduje się w albumie. Bądźcie ostrożni!...
Trójka nasza wróciła do ogólnego pokoju. Wołkow zmienił się do nie poznania. Uciął nawet flircik z Reginą. Oboje uśmieli się serdecznie. Ale gdy jego spojrzenie skrzyżowało się ze spojrzeniem „zimnej kokoty“, Wołkow sposępniał. Chciał już pójść i z trudem uproszono go, by pozostał.
Wołkow tyle wypił, że w stanie podchmielonym wygadywał wszystko, co mu na język przychodziło. Opowiedział szczegółowo, jak krytycznej nocy zastrzelił policjanta. Gorzko opłakiwał ten okropny czyn. W stanie podchmielonym zrzucił z serca ciążący mu kamień.
Gdy Wołkow leżał na tapczanie, bełkocąc pod nosem, Krygier zauważył:
— Z tym chłopem nic się nie da zrobić. Z nim nic nie zdziałamy. Wolę z mądrym przegrać, niż z głupim wygrać. Należy znaleźć sposób na pozbycie się go.

Milczek, który przez cały czas nie odzywał się słowem, rzekł:
— Sądzę, że teraz jest na to najodpowiedniejsza chwila...
Zgromadzeni porozumiewali się spojrzeniami, co Milczek poczytywał sobie za dobry znak. Wstał on z miejsca i wyciągnął rewolwer.
Krygier milczał.
Regina, blada, jak chusta, wybiegła z pokoju. Na-