Strona:Urke-Nachalnik - W matni.djvu/59

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

Ale w tej chwili ktoś dyskretnie zapukał do drzwi.
„Jestem ocalona!“ — przebiegła Anielę radosna myśl — „Nareszcie!“...
Żarski poprawił na sobie mundur, powiódł ręką po włosach, jakby usiłował je uczesać, wzrokiem dał Anieli do zrozumienia, by zajęła miejsce na fotelu, jakgdyby nigdy nic, po czym zapytał urzędowym tonem:
— Kto tam?...
— To ja, Wołkow... — rozległ się na korytarzu, za drzwiami głos.
Żarski przybladł. Wstał jednak i podszedł do drzwi by je otworzyć.
— Kolega wybaczy — rzekł na powitanie Żarski — prowadzę tu ważne dochodzenie. Jestem teraz bardzo zajęty.
— Rozkaz, panje komisarzu! — odrzekł Wołkow tonem urzędowym. — Miałem bardzo pilną sprawę do poruszenia.
— Świetnie. Bądźcie łaskawi trochę później... Teraz jestem zajęty!
— Rozkaz panie komisarzu! — wyciągnął się po wojskowemu Wołkow przyjąwszy maskę obojętności, której Żarski nie mógł przeniknąć!
— Już dawno pan jest w Urzędzie? — rzucił Żarski badawcze pytanie.
— Nie, teraz przybyłem.
Żarski odetchnął z ulgą. Nie dostrzegł, jak górna warga Wołkowa lekko się poruszyła dla maskowania ironicznego uśmiechu.
— Może pan to zrobi — ciągnął dalej Żarski oficjalnym tonem. — Jestem teraz zajęty, a winienem za 10 minut być u zbiegu Marszałkowskiej i Chmielnej. Czeka tam na mnie „nasz“ człowiek który ma ważne wiadomości.