Strona:Urke-Nachalnik - W matni.djvu/54

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

zwoliły zbadać jego charakter pisma. Będę musiał kontynuować badanie dziewczyny.
Żarski wrócił do pokoju Anieli.
— Pani miała rację: nie tylko my szpiegujemy, ale i nas szpiegują.
— Przepraszam panią, czy pani sama bawiła w hotelu?
— Tak.
— To nieprawda. A kto pisał te słowa?
— Nie wiem.

Żarski obejrzał podarte skrawki papieru i rzucił je wściekły o ziemię. Były rak zniszczone, że nie można było zużytkować do odczytania.
— Jak widzę, pani zamierza stąd już iść — odezwał się Żarski tonem urzędowym.
— Tak. Sądzę że pan mi nie będzie przeszkodą — odpowiedziała ze smutkiem patrząc mu prosto w oczy.
— Ja... ja... — wyjąkał komisarz Żarski. — Muszę się raz na zawsze dowiedzieć, kim pani jest. Już kilkakrotnie miałem panią w swoim ręku, ale nigdy nie usiłowałem ustalić pani tożsamości. Dziś muszę to uczynić.
— Pan musi?
— Tak. Konfidentka nasza zbyt wiele już wie.
— Jestem gotowa — rzekła z zadziwiającym spokojem Aniela.
Po chwili Aniela opuściła pokój, a za nią służbowym krokiem szedł komisarz Żarski, zatopiony w rozmyślaniach. Czekał na to, by Aniela pierwsza się odezwała. Wiedział z doświadczenia, że w takich chwilach kobieta używa wszelkich środków, byle wydostać się z opresji. Miał to przeświadczenie że również teraz Aniela, którą uważał za wyrafinowaną kokotę międzynarodową, chwyci się tej ostateczności.