Strona:Urke-Nachalnik - W matni.djvu/50

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

— Nie dzwoniłam na panią.
— Wydawało mi się — odparła pokojówka, rzucając okiem na skrawki papieru, rozrzucone po podłodze. Dostrzegła także banknot, który tkwił w ręce Anieli.
— Rachunek już został uregulowany — wyjaśniła pokojówka.
— Wiem o tym — rzekła Aniela, wsuwając mechanicznie banknot do kieszeni.
— Może mogę być pomocna przy spakowaniu rzeczy? — pokojówka nie ruszała się z miejsca.
— Nie, dziękuję — odparła Aniela.
Pokojówka ukłoniła się i skierowała się ku wyjściu. Ale wnet zawróciła i szczotką ręczną, którą trzymała w ręku, zaczęła zbierać z podłogi skrawki podartego listu.
Aniela jako córka „starego Lipy“ odrazu domyśliła się, co oznacza manewr pokojówki.
— Niech to pani zostawi. Na porządkowanie będzie dość czasu gdy opuszczę pokój
— Dlaczego? — zareagowała pokojówka, a z jej twarzy nie znikał zimny uśmiech. — U nas tu zawsze musi panować czystość idealna.
— Proszę to zostawić i przynieść mi herbatę.
— Poco zostawić tu śmiecie — roześmiała się głupkowato usiłując wyjść z numeru wraz z śmietniczką, do której zdążyła wrzucić skrawki podartego listu.
Aniela bez namysłu uderzyła ją w rękę, zabrała śmietniczkę i zawołała surowo:
— Pokojówka musi się słuchać gości, a nie odwrotnie! śmietniczka nie „ucieknie“, proszę mi natychmiast przynieść herbaty!
Pokojówka schwyciła w ręce skrawki podartego listu i wybiegła czymprędzej z pokoju, zamykając od strony zewnętrznej drzwi na klucz.