Strona:Urke-Nachalnik - W matni.djvu/42

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

— Chcesz ze mną wyjechać zagranicę?
— Pojadę z tobą wszędzie, gdzie tylko zażądasz, bylebyś tylko zerwał ze swoją przeszłością. [1]wet dziś. Przekąsimy tu coś i wracamy do Warszawy.
— Dlaczego się tak spieszysz? lu jest nam tak dobrze ze sobą. Czuję, że serce twoje należy do mnie. Nasze dusze tu się złączyły.
— Sercem oddawna należę do ciebie. Twoją pozostanę na zawsze dopiero po spełnieniu jednego warunku.
Janek podniósł oczy na Anielę.
— Po roku, gdy przekonam się że zmieniłeś dotychczasowy tryb życia.
— Zbyt długi to termin — uśmiechnął się z goryczą.
Naraz rozległo się pukanie do drzwi, za którym dał się słyszeć głos szofera.
Po upływie kwadransa oboje siedzieli już w taksówce, którą ze wszystkich stron obstąpili małomiasteczkowi gapie. Janek polecił szoferowi, by jechał do Warszawy „pełnym gazem“.

ROZDZIAŁ III

Czas powoli upływał. Zima minęła, wyzwalając ziemię z okowów lodu. Ludzie nocy z niezadowoleniem spoglądali, jak śnieg taje. „Sezon“ chylił się ku końcowi... Jedynie „kieszonkowcy“ przychylnie witali pierwsze wiosenne promienie słońca Ludzie zrzucą z siebie nareszcie ciężkie futra które utrudniają dostęp do portfeli i kieszeni bocznych...
Wiosna uczyniła ludzi weselszymi. W ich dusze wstępowała radosna nadzieja. Tylko Wołkow czuł się złamany, przybity. Ostatnie wydarzenia spadły nań, jak grom z jasnego nieba.

Gdy opuszczał krytycznej nocy mieszkanie Reginy,

  1. Przypis własny Wikiźródeł Brak fragmentu tekstu