Strona:Urke-Nachalnik - W matni.djvu/239

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

— Szampana! — rzucił Krygier krótko.
Po pierwszym kieliszku humor poprawił się Krygierowi. Mimowoli wzrok jego błądził po obnażonych plecach tancerek i eleganckich pań. Cała sala przedstawiała mu się, jak we mgle.
Dziwił się, że Milczek i Antek tu nie przybyli. Tak omówili się, że napewno tu zajrzą, czy przyjechał. Może wsypali się?... Mieli tu być punktualnie o trzeciej. Ludzie nocy są zazwyczaj bardzo punktualni. Wiedzą, że do pracy muszą się stawić z zegarkiem w ręku Od jednej minuty zależna jest ich wolność, a czasem i życie! Jedna minuta może zaważyć na wymiarze kary! A skoro jednak się spóźnili, musi w tym coś być. Krygier był zaniepokojony. Nerwowym ruchem wyjmował co pewien czas zegarek.
Krygier wstał od stolika, by udać się na pierwsze piętro, gdzie również mieściła się sala. Ostrym spojrzeniem, Krygier jakby sfotografował obecnych na górnej sali, jego towarzyszy i tu nie było. Pewnym krokiem skierował się ku drzwiom. Wtem spostrzegł kogoś, na widok którego nawet stalowe nerwy Krygiera nie wytrzymały. Silny dreszcz wstrząsnął nim. U wejścia stanął oko w oko ze Szczupakiem.
Krygier usiłował odwrócić głowę, udając, że go nie widzi. Ale komisarz policji z uśmiechem zadowolenia na twarzy zbliżył się do Krygiera i szepnął mu na ucho:
— Panie Krygier, pan jest aresztowany!...
Krygier próbował przybrać niewinny wyraz twarzy, ale komisarz dodał stanowczym głosem:
— Jeżeli Panu zależy na wywołaniu zbiegowiska, proszę bardzo. Mnie się jednak wydaje, że dla nas obu będzie lepiej, gdy to przeprowadzimy dyskretnie i spokojnie. Po co goście lokalu mają wiedzieć, kim pan jest naprawdę.
Szczupak jakby teraz urósł o kilka głów wyżej. Jego twarz wyrażała triumf, pewność siebie, zwycię-