Strona:Urke-Nachalnik - W matni.djvu/229

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

silni chłopi wprowadzili hotelarza. Już dawno się przebudził po chloroformie, ale był bardzo osłabiony i ledwie trzymał się na nogach. Dwaj „konwojenci“ rzucili go na skrzynię, wołając:
— Macie go!...
„Towarzystwo“ zebrało się dokoła, by przypatrzeć się bliżej hotelarzowi. Franek chwycił widelec i dotknął nim brzucha hotelarza.
— No wstawaj, ty stary „kapusiu“! I powiedz nam, dlaczego wsypałeś Janka?
— Jestem niewinny — wyjąkał hotelarz.
Wszyscy zwrócili się twarzą do Janka, który zagrzmiał głosem prokuratorskim:
— Tak podłego „kapusia“, jakim jest hotelarz, Jesz cze nie było pod słońcem! Odnosiłem się do niego z pełnym zaufaniem. Byłem okrążony mentami i nie miałem się gdzie ukryć. Przybyłem do mego, jak do towarzysza. Wszak był sam „blatny“. Więc gdzież mianem się czuć bezpieczniej, niż u niego? Ale cóż on zrobił ze mną. Podstępem zwabił mnie do taksówki i oddał w ręce urzędu śledczego. Poprzysiągłem sobie zemstę. I teraz wybiła godzina jego kary. Sprowadziłem go tu, gdyż jestem pewien że nikt lepiej od was nie stoi na straży sprawiedliwości złodziejskiej. Oto macie go i zróbcie z nim, co chcecie. O ile postanowicie, że trzeba go puścić wolnym, nie będę się temu przeciwstawił. Moim zdaniem jednak trzeba bezlitośnie wytępić tych, którzy zdradzają swoich ludzi. Nie powinnyśmy zważać na to, że był kiedyś wśród nas lub położył dla nas pewne zasługi. Wręcz przeciwnie — winniśmy takich wykarczować z naszych szeregów.
— Daj mu kuleczkę w łebek! — odezwał się pewien brunet. — A jeżeli nie chcesz, mogę to zrobić za ciebie.
— Najlepiej to kilka „majchrów“ pod płuca i gotów!... — rzucił inny uczestnik dintojry swój projekt.