Strona:Urke-Nachalnik - W matni.djvu/133

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

uwięzić. Ale Wołkow w tej chwili był dla niej nie przeniknioną zagadką.
— Pan chyba żartuje, panie komisarzu! — żaliła się Regina uśmiechem.
— Nigdy nie żartuję — odparł Wołkow stanowczo i surowo, zatapiając wzrok w papierach, które leżały przed nim na stole.
Szczupak siedział jakby na rozżarzonych węglach. Spoglądał to na Reginę, to na Wołkowa, nie mogąc zrozumieć, co zaszło. Naraz przyszła mu myśl:
— Ta pani nie zasłużyła na to, by ściągnąć na siebie podejrzenie, a tymbardziej na rozkaz aresztowania.
— To śledztwo wykaże. Ta pani jest w moich oczach podejrzana nie od dziś.
Regina już nie wątpiła teraz, że Wołkow gra w otwarte karty. I ona zapragnęła otwartej gry. Ale w tem Wołkow zatrzymał w jej twarzy ostre spojrzenie, które nakazywało milczenie.
Szczupak nie chciał jeszcze rezygnować:
— Wszak i panu już okazała usługę, o której tu wspomniała. Dlaczego tedy pan komisarz tak bez względnie z nią postępuje?
W tej chwili do pokoju weszły dwie policjantki.
Wołkow wydał polecenie zaprowadzenia Reginy do aresztu oraz poddania jej szczegółowej rewizji.
— Proszę się tylko mieć na baczności. Nie wątpię, że ta kobieta jest niebezpiezną przestępczynią — dorzucił Wołkow wywiadowczyniom.
Regina niezdecydowanym krokiem opuściła gabinet Wołkowa pod konwojem dwuch strażniczek. Nie orientowała się w sytuacji.
Obaj komisarze pozostali w gabinecie, spoglądając na siebie. Jeden chciał wyczytać myśli drugiego. Szczupak odezwał się pierwszy:
— Do czego pan zmierza, panie komisarzu? Obra