Strona:Urke-Nachalnik - Gdyby nie kobiety.djvu/176

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

cerę zielonkawo bladą. Oczy jego płonęły dzwnym blaskiem, jak u człowieka, który nie jest odpowiedzialny za swoje czyny. Piana ukazała się w kącikach ust jak u wściekłego psa. W palcach prawej ręki ściskał niewypalone cygaro.
— Czego chcesz ode mnie? — wyjąkał Szczupak z trudem, przekonany, że ma przed sobą szaleńca, zbiegłego z domu wariatów.

Wołkow nie odpowiedział. Tylko na twrazy jego ukazywał się coraz inny grymas, który przejmował Szczupaka zgroza. Wreszcie Wołkow odezwał się:
— Otwórz w tej chwili szufladę twego biurka!.. Ale już!..
— Czego chcesz? Czego szukasz?
— Czyń, co ci każę!.. Dowiesz się!..
— Wołkow, jesteś chory — usiłował Szczupak rozbroić prześladowcę.
— Chory? Kto?... ja?.. Nie! Już nie jestem wariatem!.. No, ruszaj się... Szkoda czasu!
— Powiedz, o co ci chodzi?
— Rób, co ci każe!...
— Mam tam swoje papiery. Poco ci one są potrzebne?
— Zaraz się dowiesz!
— Nie mogę. Są to poufne dokumenty.
— Pokaż je!
— Nie wolno mi tego czynić. Nie jesteś na służbie. Sam kiedyś zajmowałeś odpowiedzialne stanowisko i wiesz, że nie wolno mi zdradzać tajemnic śledztwa...
Szczupak zastanawiał się w duchu, jak się pozbyć nieproszonego gościa. Postanowił otworzyć szufladę, a jednocześnie niepostrzeżenie zaalarmować służbę, by wyprowadzono Wołkowa i przewieziono z powrotem, skąd przybył. Szczupak był przekonany, że Wołkow zbiegł ze szpitala; nie wiedział, że Wołkow już od dwuch tygo-